Przedstawiam wykrywacz pola elektrycznego, który wykonałem zgodnie z opisem miniprojektu opublikowanym w Elektronice Praktycznej (6/2006).
Przedstawione urządzenie jest szczególnie przydatne w dwóch sytuacjach:
- wiercenie otworów w ścianie - pozwala z dokładnością do kilku centymetrów ustalić przebieg instalacji elektrycznej w pomieszczeniu,
- lokalizacja uszkodzonej żarówki choinkowej - pozwala ustalić, w którym miejscu w łańcuchu oświetleniowym następuje przerwa w obwodzie (czyt. gdzie kończy się prąd).
szybko można stwierdzić, że nie należy do najtrudniejszych :). W zasadzie potrzebne są trzy elementy: układ scalony 4017, rezystor 220 Ω, oraz dowolna dioda LED. Ponieważ układ zasilam z baterii 6F22 to przyda się także "kijanka" (zatrzask do baterii). Element oznaczony jako sensor to po prostu kawałek drutu. Sam układ można złożyć więc na tzw. pająka, ja jednak wykonałem płytkę metodą termotransferu.
Za obudowę posłużył uszkodzony spieniacz do mleka zakupiony w dość popularnym sklepie z niebiesko-żółtymi barwami.
Układ po zmontowaniu nie wymaga żadnej regulacji. Wykrycie pola elektrycznego sygnalizowane jest pulsacyjnym świeceniem diody LED.
Jak zbudować taki układ "krok po kroku" (bez płytki PCB) znajdziecie TUTAJ.
Jak zbudować taki układ "krok po kroku" (bez płytki PCB) znajdziecie TUTAJ.
Czy wykrywa przewody również po wyłączeniu prądu?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wyłączenie zasilania w skrzynce rozdzielczej, to niestety nie wykrywa przewodów. Wykrywa tylko przewody "pod napięciem".
UsuńWiadomo, że zawsze łatwiej kupić gotowy lokalizator, ale ile przyjemności daje wykonanie takiego urządzenia samemu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się :) ale trzeba brać też pod uwagę jak często będziemy z niego korzystać. Gdybym np. był profesjonalistą i szukał przewodów codziennie to zdecydowanie lepiej zakupić gotowy. A tam dla amatora raz na rok ten z posta jest jak znalazł :)
Usuń